Ronda

Jedziemy do oddalonej o około godzinę Rondy. Zaczynają się góry i droga nieznośnie wije się w górę i górę. Stasiowi rozpoczyna się pierwszy raz w naszej podróży choroba lokomocyjna. Nie jest dobrze. Stajemy. Nie mamy ubrań na zmianę. Czyścimy rzeczy wodą. Staś chce jechać dalej. Wydaje się, że to co najgorsze za nami. Jedziemy dalej. Docieramy do Rondy. Na szczęście w centrum jest bardzo dużo sklepów z ubraniami. Staś dostaje nową koszulkę z kolorowym byczkiem.
Idziemy w kierunku kanionu. Widok jest piękny. Od razu zatrzymujemy się na kawę i ciacho w kawiarni zawieszonej nad kanionem. W tle roztacza się piękny andaluzyjski krajobraz. Zbocza gór, uprawy oliwek, owce, ciepłe popołudniowe światło. Nic tylko brakuje lampki czerwonego wina do ręki 😉 i można siedzieć i patrzeć i nic więcej.

Ruszamy na spacer po najstarszej części miasta. Znajdujemy pawie wędrujące ulicą. Przemykamy pomiędzy starymi zabudowaniami. Zwiedzamy ogrody La Casa del Rey Moro i kopalnię wody. Dzięki temu mamy szansę zobaczyć kanion z nowej perspektywy, schodzimy do jego dna. Można tu obserwować ptaki, które zamieszkują ściany kanionu. Wracamy do ogrodu, gdzie trwa biesiada ptaków. Obserwujemy pawie, słuchamy. Przechodzimy trasą wzdłuż drugiej strony kanionu.

Kontynuujemy nasz spacer w kierunku kościoła Iglesia de Santa María la Mayor. Obserwowanie andaluzyjskich panoram umila hiszpańska muzyka, którą słychać na każdym kroku.
Ronda idealnie pasuje na leniwe słoneczne popołudnie, choć pewnie warto spędzić tu więcej czasu. Zdecydowanie cieszę się, że pojechaliśmy dalej. Droga powrotna już po zmroku przebiega bez problemów, dzieci śpią 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *